Temat: Motyw wyspy
Derek Walcott*
Wyspa Robinsona Crusoe
I
Krowi dzwonek kościółka
Jak na Bożym kowadle
Wykuwa z oceanu oślepiającą blaskiem tarczę;
Rozżarzone morskie winogrona powoli
Rodzą w metalicznym upale brązowe tafle.
Czerwone od rdzy żelazne
Dachy mruczą jak lwy na słońcu.
Powietrze pręgowane, muskularne
Ponad otwartym piecem ziemi
Kurczy się jak dziecięca wizja
Piekła, ale bliżej, bliżej.
Niżej, obrus Scarborough,
Jak na piknik rozścielony
Aż po niebieskie idealne niebo,
Sklepienie naszego hedonizmu.
Betel i Kanaan serca
Otwarły niczym psalm.
Trudzę się tworzeniem.
Mój ojciec, Bóg, umarł.
Po trzydziestce już wiem:
Kochać siebie to strach
Że połknie cię błękit
Nieba nad głowami
Lub ten surowszy, w dole.
Uszkodzenia mózgu
Od picia lub pisania
Zagłuszają ten lęk za dnia:
Zaskakujący jak własny cień
Co rośnie nad rozbitkiem.
Na tej skale brodaty eremita
Swój Eden ufundował:
Kozy, zboże, palisada, parasol, zagroda,
Biblia na niedzielę; co dusza zapragnie
I tylko wyć się chce za ludzkim głosem.
Słońce językami ognia wygoniło
Gnijący orzech, ciśnięty w pianę,
I wszedł mu w mózg gnijący od winy,
Że w niebie takich jak on nie ma;
Ten rajski spokój napełnił szałem
Cień palmy prostej jak kręgosłup
I wbijał w myśli kil i okrężnicę.
Jak drugi Adam od Upadku,
W zepsutych zarodkach więził nasienie
Owej wrodzonej herezji, że ludzką
Klęskę określa wiara, jaką wyznajemy.
Mistrz fachu i rozbitek,
Z całym niebem wbitym w czaszkę,
Patrzył, jak jego cień zanosił modły
Nie o Bożą wszak
miłość, lecz człowieczą.
II
Przyszliśmy tutaj po lekarstwo
Spokoju z wnętrza trąbika
Od nagłej wściekłej kłótni,
Z kuchni, w których umysł,
Jak chleb rozpuszcza się w wodzie,
By solą słońca wypalić
Mózg twardy jak koral,
By skąpać się w wietrze jak kamienie,
By posiąść czystość zwierzęcia lub tworu przyrody.
Osławiona, zawodowa
Wrażliwość, którą ponoć dziedziczy się wraz z darem
Poezji, ze szczurzym skąpstwem wykarmiona na wierze, zawierzyła
Przede wszystkim zakamarkom, szparowała
Swe manie jak chleb,
I mózgiem, białym kwiatem, co nocą
Rozkwid w pokoju pijanym od księżyca,
Ujrzała głowę mego syna,
Opatuloną w prześcieradło,
Podobną do zerwanego orzecha, który niosą spienione fale.
O miłości, umieramy samotnie!
Dźwięk dzwonka przenosi mnie
W wiek chłopięcy,
Pod stromy dach szarego lasu,
W czas żniw i nagietka,
Ku tym, których okrutny
Sprawiedliwy Bóg mógł przygarnąć
Do Swej sinej piersi, a broda
Zwijała Mu się w obłok,
Gdy przygarniał mego ojca.
Dla mnie, niepewnego, dumnego,
Nie ma już powrotu.
Straciłem z oczu piekło,
Niebo, ludzką wolę,
Mój kunszt
To za mało,
Dźwięk tego dzwonka
Przeszywa mnie do rdzenia.
Słońce wpędza mnie w obłęd,
Stoję w południe mego życia -
Na zetlałych, delirycznych piaskach
Wydłuża się mój cień.
III
Sztuka jest rzeczą profanów i pogan:
Objawia najwyżej to, co kulawy
Wulkan wykuł na tarczy Achillesa.
Oby od tych zmiennych grobów w błękicie,
Gdy w nie buchnie żar z niebiańskiego
Pieca, zajął się ogniem umysł i wreszcie
Rozszczepił swą formę z gliny.
A oto potomstwo Piętaszka, Rodzina niewolnika,
Czarne dziewuszki w różowych
Sukienkach z organdyny, w krynolinach,
Stąpają z dumną miną
W bryzgach morskiej piany,
A piasek pod ich stopami
Poświstuje jak tamburyn.
O zmierzchu, kiedy powrócą
Na nieszpory, każda sukienka
Pod dotknięciem słońca zapłonie
Niczym szata serafina,
A ja, uczeń sztuki i samotności,
Z mojej wiedzy nie zdołam im skrzesać
Takiego błogosławieństwa, jakiego udziela
Przemieniający język dzwonka.
z tomu „The Castaway and Other Poems” (1965)
przełożył Adam Szostkiewicz
*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej
i linki do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaMarta K. edytował(a) ten post dnia 14.09.11 o godzinie 18:43